3 maja, dzień wolny od pracy. Ciężarna przyjaciółka z rodziną ma ochotę na wizytę na wsi, na łyk świeżego powietrza, na swojskie jedzenie i spacer wzdłuż jeziora Mytycze. Gości trzeba czymś poczęstować, czymś dobrym, smawitym, czymś sycącym. Sklep zamknięty, na szczęście, bo opcja szybkiego zakupu czegoś słodkiego odpada. Smażymy racuszki.
Jajka od kur, które mogłyby słuchać Chillizet
Do usmażenia racuszków potrzebne nam będą:
kilka jajek
mleko zsiadłe
mąka
cukier puder do posypania
soda
Moja Babcia, która nie widzi już dobrze, potrafiła mi powiedzieć, czy ciasto na racuchy jest dostatecznie gęste
Racuchy podawałyśmy tym razem z cukrem pudrem i wisienkami
Oczywiście, doświadczone panie domu nie mają miarek ani wagi kuchennej, więc wszystkiego dodają na oko.
Roztrzepujemy jajko widelcem, dodajemy trochę mleka zsiadłego i sypiemy mąkę pszenną z łyżeczką sody. Rozgrzewamy olej słonecznikowy na patelni i kładziemy ciasto łyżką drewnianą. Racuszki smażą się bardzo szybko. Z jednego jajka i niecałej szklanki mleka zsiadłego wychodzi ponad 10 małych racuszków, które możemy podawać z cukrem pudrem, miodem, wisienkami lub tym, co mamy pod ręką. Dzisiaj podałabym je z truskawkami.
A po obiedzie kawa i deser po włosku, który przywieźli moi Goście, czyli tiramisu, które zniknęło bardzo szybko z mojego pola widzenia. Sielanka majowa.
Magdalena Malinowska
Naczelna Kulturalno-Kulinarna