Smaki Pogodzinach :: Blog

Co znajdziesz w C.K.Oboźnia, czego nie znajdziesz nigdzie indziej....

26 października 2011

Nie wiem sama, gdzie mam zaprowadzić moich zagranicznych gości. Sami byście nie wiedzieli przy 50-letniej rozpiętości wiekowej (najmłodszy gość 26, najstarszy 76 lat, ale uwierzcie, jest młodszy duchem od niejednego dwudziestolatka). Jesteśmy właśnie po pierogach w jednej z pierogarni na Starówce warszawskiej. Sami tam poszli. Nie wiem, kto ich tam skierował, ale liczy się to, że smakowało. Starówka – świetne miejsce, trzeba tam gości zabierać, trzeba też samemu chodzić, ale żeby komuś jakieś miejsca polecać, trzeba je znać.

Jedno miejsce znam. Kilka razy byłam. Ciekawe, może już dawno się wielu bywalcom przejadło, ale trzeba przyznać, że fascynujące kulturowo i socjologicznie... Oczywiście mam na myśli Przekąski Zakąski. Idziemy w stronę Krakowskiego, podziwiając po drodze dwa w jednym – Most świętokrzyski i Stadion Narodowy nałożone na siebie, jak dwa zdjęcia zrobione na jednej klatce. Dochodzimy do celu, tłumy, lekko już podpite /jest ok 22, wieczór piątkowy/, wlewają i wylewają się przez drzwi tego Polish tapas bar, jak w skrócie opisałam miejsce, do którego właśnie wchodzimy. Właściwie wchodzę tylko ja i najmłodszy z gości. Jeszcze dobrze do baru nie dochodzę, a od razu wracam do grupy i pytam, co jest. Za głośno, my właściwie mamy tylko takie bary (Hiszpanka), nogi mnie bolą (76-letnia Włoszka), idźmy gdzie indziej (nie mówi, ale wygląda tak, jakby to chciał właśnie powiedzieć Kanadyjczyk w wieku ok 40 lat), wracamy do hotelu (reszta towarzystwa).

Zostaję z Irlandczykiem (lat nie wiem, ile, ale ok 50), wcześniej wspomnianym Kanadyjczykiem i młodą Włoszką. Problem jest taki, że oni też nie do końca wiedzą, do jakiego miejsca chcą iść.Idziemy w stronę Nowego Wspaniałego świata, ale dobrze tam jeszcze nie wchodzimy, kiedy w końcu jeden z gości przemawia dość asertywnie: Idźmy gdzieś, gdzie jest fajnie, ale bez głośnej muzyki. Gdzieś, gdzie można się czegoś napić, coś dobrego przekąsić. No wiesz, jakieś miejsce, które sama lubisz... JASNE. Teraz wszystko jasne. Zabieram ich do C.K.Oboźnia na Oboźnej 9.

Jest piątek, dość późno, więc niestety spóźniamy się na degustację win, która tu odbywa się co piątek. Ale od razu zamawiamy białe wino Riesling, które sprawia wrażenie lekko gazowanego i zatapiamy się w rozmowę przy grze w Scrabble. Nikt nie jest głodny, ale jeden z gości, człowiek imponującej postury, zamawia menu degustacyjne (sałatka ziemniaczana, Wiener Schnitzel z jajem sadzonym i cytryną. starowiedeński Strudel plus kieliszek austriackiego białego wytrawnego wina z winnicy Hager Matthias Gruner Veltliner – 39zł).

(mat. restauracja C.K.Oboźnia. To właśnie są dania z menu degustacyjnego, o którym można pisać recenzje po degustacji i wziąć udział w konkursie, w którym nagrodami są warsztaty kulinarne z Kurtem Schellerem i warsztaty pisania kulinarnego z Moniką Kucią)

Sałatka ziemniaczana bardzo dobra, przywodzi na myśl niejedną szczególną okazję spędzaną w towarzystwie mojej byłej współlokatorki z Niemiec, która z tej na pozór prostej potrawy czyniła cudo. Sznycel pokaźny, słonawy, soczysty... boski. Powtarzam, że nie jesteśmy głodni, ale menu degustacyjne, wino uderzające do głowy oraz chęć zwycięstwa w konkursie na najlepszą recenzję tego menu sprawia, że zamawiamy dodatkową porcję strudla. Nie chciałam tego nigdy głośno powiedzieć, bo uważam się za szarlotkowego speca, ale teraz stwierdzam, że strudel, oprócz fantastycznego smaku, ma dość arystokratyczny aspekt wizualny, w porównaniu do pospolitej szarlotki. Na stole pojawiają się też dwie porcje chocolate fondue, które wyglądają jak muffinki, ułożone na talerzu spodem do góry, podane z pomarańczową konfiturą łagodzącą słodycz gorącej czekolady wylewającej się z babeczki. Dla miłośników czekolady, chocolate fondue to priorytet. Wystarczy rzec tyle.

Od jednego z założycieli lokalu dowiaduję się wiele detali na temat funkcjonowania C.K.Oboźni, co sprawia, że uczucia są coraz bardziej pozytywne i że jestem przekonana, że do tego miejsca wrócę. Czy znacie inne miejsce w Warszawie, gdzie szef Cię wpuści do kuchni i pozwoli coś upichcić dla przyjaciół? No właśnie … To jest możliwe w tej restauracji. Gdzie napijesz się wina austriackiego, które właściwie można spożywać przez cały dzień, bo jest takie lekkie? Też tutaj. Gdzie można pogadać z właścicielami o tym, co się lubi i mieć swoją butelkę wina, która po otwarciu może na Ciebie czekać kilka dni? C.K. Oboźnia. Ta restauracja - wine bar bazuje na lojalnych klientach, ludziach, którzy czują się tutaj bezpiecznie i chcą wracać do swojego wina, do strudla, do sznycla, do soku z winogron, a przede wszystkim do miejsca, do atmosfery. Dzień bez C.K. to dzień stracony. To cytat jednego z gości, którego cytuje właściciel. Na pewno nie jest to opinia obiektywna...Ale marketing szeptany to nie opinie specjalistów, którzy z zimną krwią wystawiają noty za aspekt kulinarny miejsca, walory estetyczne oraz serwis. Marketing szeptany sprawdza się, bo najczęściej ufasz opinii swoich przyjaciół. Więc jeśli jesteście w okolicy Oboźnej, niedaleko Teatru Polskiego, to mogę Wam z całym przekonaniem podszepnąć, że warto wpaść do restauracji C.K. Oboźnia.

Magdalena Malinowska

Naczelna Kulturalno-Kulinarna

Poprzedni wpis Następny wpis

loading...